sobota, 4 kwietnia 2020

Dzień Zwierząt Bezdomnych i Dzień marchewki


Dzień dobry! Mam dziś dla was dwie informacje!!!  Mamy Dzień Zwierząt bezdomnych, oraz
Dzień marchewki!!!!

Jaki dziś dzień wszyscy wiedzą – sobota 4 kwiecień. Wszystko się zgadza, ale ten dzień jest wyjątkowy też dlatego, że właśnie dziś mamy Dzień zwierząt bezdomnych, czyli takich, którymi nie ma się kto opiekować, których nikt nie kocha, tak jak nasze domowe pupile. 
Wszystkie, albo prawie wszystkie te zwierzęta znalazły się w schronisku dla zwierząt z winy beztroskiego człowieka. Oczywiście jest ich tam bardzo dużo i wszystkie czekają żeby je ktoś przytulił, pogłaskał, dał jakiś smakołyk, ale nie wszystkie doczekają tej wspaniałej chwili, że je ktoś zaadoptuje.
 Nie tylko ludzie potrzebują ciepła domowego ogniska. Także zwierzęta przywiązują się do miejsc, odczuwają brak schronienia, głód, zimno. W tym dniu pomyślmy o bezdomnych zwierzętach: zanieśmy karmę do schroniska, przygarnijmy psiaka z ulicy. Nagroda to bezgraniczna wdzięczność...

Pomyślmy, zastanówmy się jeśli myślimy o kupnie małego zwierzaczka, bo najczęściej te maleństwa są piękne, słodkie, milusie, ale kiedyś dorosną i będą potrzebować więcej naszej uwagi i opieki. Wiem o czym mówię, bo sama kiedyś miałam psa, którego ktoś beztrosko porzucił w mroźny, zimowy dzień. Moja Ada znalazła nowy dom, ale wiele z nich tego szczęścia nie ma.

Nie wiem jak możecie uczcić ten dzień. Może po prostu przytulcie mocno swojego pupila myśląc o tych, które tego szczęścia nie mają, może komuś uda się kupić worek karmy i zawieźć do schroniska, aby umilić życie tamtym zwierzakom, albo po prostu jak już pisałam zastanówmy się czy mamy tyle czasu i cierpliwości aby mieć w domu pupila.


Druga ważna informacja? - dziś mamy Dzień marchewki.

Ja wiem, że nie wszyscy pałają do marchewki miłością. Ale jest wspaniała zawiera wiele witamin potrzebnych dla naszego zdrowia.
Zastanówcie się w jakiej postaci marchewkę najbardziej lubicie i powiedzcie to swojej mamie.

Teraz posłuchajcie krótkiego opowiadania o Martynce  G. Kasdepke pt. „Marchewkowy tort”  

Wiecie, co to są kataklizmy? Tak, tak – trzęsienia ziemi, powodzie, tornada… Jak również urodzinowe przyjęcia. Mój synek Kacper zaprosił na swoje urodziny wszystkie dzieci z przedszkola i kilkoro z podwórka. Sądziliśmy, że przynajmniej kilka osób nie przyjdzie, były to jednak próżne nadzieje – co więcej, Robert przyprowadził kolegę, kolega siostrę, a siostra psa o imieniu Psuj (imię jak najbardziej do tego pieska pasujące). Jak zabawa, to zabawa!... Moja rola tym razem ograniczała się do kierowania ruchem – stojąc na środku przedpokoju, w policyjnej czapce na głowie, z gwizdkiem w ręku, czuwałem, by watahy dzieciaków nie tworzyły zatorów w przejściu, nie zderzały się ze sobą, nie kłębiły na podłodze, nie gryzły Psuja, nie zjadały papierowych talerzyków oraz by nie dokuczały Martynce, małej blondyneczce o roześmianych oczach, która – z przyczyn dla mnie nie do końca jasnych – zamiast bawić się z innymi dziećmi, stała za mną i obserwowała imprezę w milczeniu. – Dlaczego się nie bawisz? – zapytałem w pewnym momencie. Nim Martynka zdążyła odpowiedzieć, napatoczył się Robert: – Bo ona jest chora, żadna z nią zabawa! – wrzasnął. – Nic nie może, nawet tortu zjeść! – To prawda? - zapytałem. – Tylko to, że nie mogę jeść słodyczy – powiedziała. – Ale bawić się mogę… byleby się nie męczyć… podrapałem się w głowę. A potem nałożyłem Martynce policyjną czapkę, wręczyłem gwizdek i klasnąłem w dłonie. – Słuchajcie! Zamiana! Teraz Martynka kieruje ruchem, ja idę do kuchni! Zostawiłem speszoną Martynkę pośród dzikich tłumów, a sam przedarłem się do Magdy, mojej żony, która z obłędem w oczach kroiła właśnie ciasto. – Wiesz, że jest tu dziewczynka, która nie może jeść słodyczy? – zapytałem. – Wiem – wysapała Magda. – Rozmawiałam z jej mamą. Martynka przyniosła nawet specjalny tort. Postanowiłem odszukać Kacpra. Ku mojemu zaskoczeniu nie musiałem się przepychać pośród rozhukanej ciżby; Martynka dość sprawnie kierowała „pociągami” dzieciaków: a to do łazienki, a to do drugiego pokoju; nikt się z nikim nie kłócił, nie bił, nikt nie leżał na podłodze – po prostu raj. Kacper był na balkonie. – Chodź, musimy pogadać… – powiedziałem. Pół godziny później Magda, pośród wycia, pisków i wrzasków, wniosła do pokoju dwa torty: czekoladowy i marchewkowy. Kacper zdmuchnął świeczki, a potem… – Co to jest?! – zapytał Robert, nachylając się nad tortem Martynki. – Pychota – odpowiedziała niepewnie Martynka. – Ktoś chce? Robert wykrzywił się paskudnie, widać było, że ma ochotę na jakiś złośliwy żarcik. Wtedy Kacper stanął na wysokości zadania. – A ja poproszę – podszedł do Martynki. Szczęśliwa Martynka ukroiła kawałek marchewkowego tortu i podsunęła mu talerzyk. Wszyscy zamarli. Mój dzielny synek dzióbnął łyżeczką kawałek tortu, podniósł ją ostrożnie do ust i … – To jest naprawdę pycha! – wybełkotał zaskoczony. Dzieciaki spojrzały po sobie. – Ja też chcę! – wrzasnął Robert. – I ja, i ja! W jednej chwili wokół Martynki zakłębiły się dziesiątki łakomych przedszkolaków. Jadły, mlaskały, przepychały się – w ciągu minuty tort zniknął. – A ja? – jęknąłem. – Nie ma – zmartwiła się Martynka. – Ale ja za tydzień mam urodziny, jeśli pan przyjdzie z Kacperkiem… to tam będą różne pyszności… Kacper aż podskoczył w górę ucieszony. Robert stał obok zaczerwieniony. – A ja będę mógł? – wykrztusił wreszcie. – Pewnie! – ucieszyła się Martynka. – Wszyscy będą mogli! Nawet Psuj! – wskazała psa, który zdążył w międzyczasie pożreć tort czekoladowy. – No, pięknie! – zazgrzytała zębami Magda. Tego dnia wszyscy się czegoś nauczyliśmy. Kacper – że należy być tolerancyjnym wobec osób, które trochę inaczej żyją czy wyglądają. Magda – że nie należy zostawiać tortu bez opieki, a ja – że mała dziewczynka o roześmianych oczach z powodzeniem może kierować domowym ruchem 

Przypomnijcie sobie naszą piosenkę „Smaczne warzywa”

Rudą marcheweczkę lubią wszystkie dzieci,
a jak ją wyciśniesz zdrowy soczek leci.

Ciach, ciach, ciach pokroimy,
surówkę zrobimy.
Ciach, ciach, ciach pokroimy,
surówkę zrobimy.

Po takim wprowadzeniu może zróbcie z mamą właśnie taki soczek i wypijcie chociaż pół szklaneczki, może pomieszajcie z innymi owocami, albo mały kawałeczek marchewki schrupcie, żeby się ząbki wzmocniły, a może razem z mamą upieczcie marchewkowe ciasto?

Jeśli nie, to może chociaż ubierzcie sobie coś pomarańczowego i narysujcie portret marchewki.
Zachęcam was, abyście pomyśleli o marchewce jako czymś wspaniałym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz